17.11.2023
Kukułka na sudeckich dróżkach
22. górska wyprawa i kolejne wyzwanie! Tym razem celem naszego Klubu Podróżnika był Śnieżnik w Sudetach Wschodnich.
Nie jesteśmy przesądni, więc wyruszyliśmy bladym świtem 13 września. Już o 16:30 z parkingu w Kletnie ruszyliśmy – z całym ekwipunkiem na plecach – w górę, do schroniska PTTK na Śnieżniku im. Zbigniewa Fastnachta (1218 m n.p.m.). Chcieliśmy dotrzeć na miejsce przed 18:00, bo…o tej właśnie godzinie zamykana jest kuchnia! Nie udało się… Przekroczyliśmy próg schronu o 18:30 zasmuceni, głodni i spragnieni, bez nadziei na coś porządnego do zjedzenia… A tu niespodzianka! Właściciel schroniska, Jacek Fastnacht, czekał na nas z ciepłym posiłkiem: smacznym żurkiem i naleśnikami z dżemem i twarogiem! Ale „michy” nam się śmiały :-) Na to wszystko zimne piwko Śnieżnik, którym można delektować się tylko w tym miejscu. Czegóż trzeba więcej? Tylko gitary i śpiewu! I tak właśnie zakończyliśmy pierwszy dzień naszej górskiej przygody :-)
Wodospad, Maria Śnieżna i bajkowe postacie w lesie
Następnego dnia przy śniadaniu ustaliliśmy plan działania. Był to dzień można rzec inny… taki „kulturalno-duchowy”. Zeszliśmy do pobliskiego Międzygórza u podnóża samego Śnieżnika, w dolinie potoku Wilczki i Bogoryi. Idąc uliczkami „alpejskiej” wioski (charakterystyczna szwajcarska zabudowa, pochodzącą z XIX wieku) byliśmy pod wrażeniem bardzo malowniczego krajobrazu. Międzygórze swój styl zawdzięcza księżniczce Mariannie Orańskiej, która przekształciła miejscowość w klimatyczny kurort.
Tego dnia napawaliśmy się też pięknym widokiem i szumem wodospadu Wilczki, największego i najwyższego w Masywie Śnieżnika i drugiego co do wysokości w Sudetach. Jego wysokość to 22 metry, a wąwóz, nazywany kanionem amerykańskim, ma 3 metry szerokości i 15 metrów głębokości.
Ledwo zeszliśmy z wysokości, a już musieliśmy znowu wspinać się – na szczyt Igliczna, gdzie chcieliśmy zobaczyć jedną z najważniejszych atrakcji w okolicy – sanktuarium Marii Śnieżnej, które jest nie tylko celem turystów, ale też pielgrzymów. W wielkim skrócie historia tego miejsca prezentuje się tak: „W XVIII wieku przywieziono tam kopię cudownej figurki Marii Śnieżnej i umieszczono na drzewie. Podczas burzy drzewo złamało się, a figurka pozostała nienaruszona. Początkowo zbudowano tu małą drewnianą kapliczkę, a w 1781 roku rozpoczęto budowę sanktuarium maryjnego, ostatecznie ukończoną w 1882 roku. Figurkę ukoronował papież Jan Paweł II podczas pielgrzymki w 1983 roku, a miejsce uznano za cudowne”.
„Naładowani duchowo” po wizycie w sanktuarium, schodząc ze szczytu Igliczna, na wysokości około 780 m n.p.m., wśród świerkowego lasu napotkaliśmy Ogród Bajek, pełen dawnych i współczesnych postaci bajkowych. Fajne miejsce do zabawy, które przypomniało nam dziecięce lata. Czas jednak było wracać do bazy na Śnieżniku. Wdepnęliśmy jeszcze na pyszny obiadek do Alpejskiego Dworu, gdzie ugoszczono nas i nakarmiono iście po „dworsku”:-)
Tym razem w drodze do schronu przydały się czołówki. Ciemno, głucho i do bazy daleko. A wyobraźnia działa w tak ciemnym lesie… brrr. Uratowało nas poczucie humoru, bo nie ma to, jak mieć czołówkę bez baterii Niewiarygodne! :-) I tak, w dobrych nastrojach zameldowaliśmy w schronisku około 21:00.
Wyżej i wyżej
Plan na dzień trzeci: wdrapać się na Śnieżnik (1425 m n.p.m.) i… jeszcze wyżej – na znajdującą się na szczycie, nową wieżę widokową, nazywaną przez tubylców „blenderem”. Udało się! Widoki nas urzekły! Żal było iść dalej, ale po czeskiej stronie czekał już na nas… legendarny słoń. Wyprawa bez zdjęcia przy nim byłaby co najmniej niepełna! Zegar tykał, a my musieliśmy zdążyć jeszcze na konkretną godzinę do Kletna – na zwiedzanie Jaskini Niedźwiedzia. Postanowiliśmy iść na skróty… „Nie, to tam. Nie, tym szlakiem trzeba iść. No co ty, słyszałeś, co miejscowa powiedziała: czerwona tablica, w lewo szlakiem niebieskim, potem ‘rynną’ przy potoku w dół (okazało się że był wyschnięty)”. Tak w dużym skrócie wyglądały nasze rozmowy po drodze :-) Ale daliśmy radę! Na miejscu byliśmy nawet kilkanaście minut przed czasem. Jaskinie zrobiła na nas ogromne wrażenie! Warto było znieść chłód – pod ziemią było zaledwie 6 st. C.
I tym razem po powrocie do schroniska czekało nas pyszne jedzenie i gorąca herbata z cytryną. Swojska kiełbasa i grzybki w occie – palce lizać!
Wędrówka z adrenaliną
Na sobotę, ostatni dzień wędrówek, mieliśmy ambitny plan: szlakiem na Mały Śnieżnik przez Trójmorski Wierch (szczyt na pograniczu Polski i Czech). Skąd ta nazwa? A stąd, że właśnie na tym szczycie występuje zlewisko trzech rzek rozchodzących się do trzech różnych mórz: Bałtyckiego, Północnego i Czarnego.
Na długo zapadnie nam w pamięć to, co przeżyliśmy nieco później w Dolni Morava. Przejażdżka kolejką grawitacyjną. Wjazd kolejką krzesełkową na Sky Bridge. Przejście najdłuższym pieszym mostem wiszącym na świecie (721 metrów długości i 95 metrów nad ziemią). Widoki były imponujące! A do tego wcale niemały dreszczyk emocji! Do schroniska, pokonując 27 km, dotarliśmy wraz z pięknym zachodem słońca na Śnieżniku.
Leniwa niedziela i powrót do domu, do rzeczywistości. Zmęczeni, ale zadowoleni i z planami na kolejny, tym razem wiosenny wyjazd. Dokąd? Niech to na razie zostanie naszą tajemnicą :-) Jedno jest pewne – każda wyprawa Klubu Podróżnika Kukułka, wspólne przeżycia i przygody wzmacniają naszą przyjaźń.
Z górskim pozdrowieniem: hej!